wtorek, 12 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 4

*Calum*
Minęły ponad 3 tygodnie odkąd poznaliśmy Jules. Każdą wolną chwile spędziliśmy w 5. Naprawdę ją polubiłem, w sumie to tak jak każdy z nas. Pomimo tego że znaliśmy sie przez krótki czas byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Tak jak myślałem Jules udawała tylko twardą i niedostępną. Tak naprawdę była urocza, czasami chamska, zabawna ale strasznie sarkastyczna. Nie przyjmowała sie tym co o niej myśleliśmy. Poprostu była sobą. Ale niestety to był nasz ostatni dzien w tym mieście. Co oznaczało ostatni dzien z Julie. Nie chciałem sie z nią rozstawać. Była moją najlepszą przyjaciółką, ale oczywiście liczyłem ba coś więcej. 
-O której macie samolot?- spytała Jules, kiedy siedzieliśmy na kanapie. 
-Jutro o 8 mamy byc na lotnisku- powiedział Mike. 
-Odprowadze was- oznajmiła brunetka przytulając sie mocniej do Mike'a. Chłopak przyciągnął ją do siebie delikatnie całując w czoło. Nienawidziłem tego widoku. 
-Pojedź z nami-zaproponowałem. Na te słowa dziewczyna oderwała sie od mojego przyjaciela i zwróciła do mnie. 
-Calum, wiesz ze bym chciała ale mam szkole. Będziesz musiał beze mnie wytrzymać - zaczęła mnie szczypać w policzek. Po czym wgranoliła sie na moje kolana. Tak sie cieszyłem kiedy była blisko mnie. Nie wyobrażałem sobie tych 6 miesięcy bez niej. 
-Za pół roku znowu tu przyjedziecie i będziemy mogli bawić sie w te wasze żółwie kungfu- oznajmiła przez śmiech. 
-Ninja! Żółwie Ninja!- krzykneliśmy synchronicznie. 
*Jules*
Cała czwórka była pełnoletnia ale zachowywali sie jakby znowu mieli po 12 lat. Zaśmiałam sie jeszcze głośniej i zaatakowałam i poduszką. 
-Pożałujesz tego kotku- krzyknął Ash i wszyscy sie na mnie rzucili. Dzieci po prostu dzieci. Wepchnęli mnie Fi szafy. 
-Ej! Otwórzcie to idioci!!- krzyczałam waląc w drzwi. Po chwili drzwi uchylili sie. Było cicho... Za cicho. 
-Chłopaki?- spytałam. 
-Jestem Ashton. 
-Jestem Luke. 
-Jestem Mike. 
-A ja jestem Calum. 
Usłyszałam zza pleców. Odwróciłam sie. Cała czwórka stała za mną przebrana za te głupie żółwie. Nie wytrzymałam i wybuchlam śmiechem. Kochałam ich, byli jak rodziną której nigdy nie miałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz